sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 30.

Zastanawiałeś się kiedyś, jak to jest czuć, że jest się już na samym dnie? Być może dotarłeś już do owego momentu w swoim życiu, kiedy jedynymi uczuciami jakie wypełniają Twoje wnętrze jest upokorzenie, rozczarowanie i ból psychiczny - o wiele gorszy niż ten fizyczny. Życie traci jakikolwiek sens a wspomnienia za które kiedyś oddałbyś dosłownie wszystko przytłaczają Cię bardziej niż kiedykolwiek indziej. Nagle nie cieszą Cię już rzeczy, które robiły to wcześniej. Twoje nastawienie do wszech otaczającego Cię świata zmienia się o sto osiemdziesiąt stopni, a Ty sam gubisz się we własnych myślach. I nawet choćbyś chciał coś z tym zrobić, a nawet próbował ze wszystkich sił to zmienić.. Niestety, jesteś z góry skazany na niepowodzenie. Ten świat niestety jest już tak stworzony, że gdy na czymś bardzo Ci zależy i jesteś w stanie poświęcić dosłownie wszystko, szczęście opuszcza Cię w najmniej spodziewanym momencie. A Ty zostajesz sam w całym tym bagnie, czując jak rozpacz pochłania Cię w całości.

~*~

Właśnie takie uczucia miotały Bianką, kiedy wrócili do hotelu. Jedyne na czym była w stanie się skupić, to usilne powstrzymywanie łez bezradności. Czuła, że jest już na samej granicy załamania nerwowego. Oczywiście wszystko z powodu wysokiego bruneta, siedzącego właśnie z kpiącym uśmieszkiem na skraju hotelowego łóżka.
"Wpaść z deszczu pod rynnę" - jak mówi jedno z przysłów, które kiedyś bardzo często padały w jej rodzinnym domu, teraz było jednym z tych, które idealnie opisywały jej pozycję.
Otóż, po przegranym meczu z Mikołajem i co za tym idzie koniecznością spędzenia w Lizbonie kolejnego dnia, postanowiła domagać się rewanżu. Jej duma nie pozwalała jej się tak po prostu poddać. Czas ścigał ją nieubłaganie, a pewny siebie i zarazem kpiący wyraz twarzy bruneta był tylko dodatkową motywacją do podjęcia kolejnej próby. Miała nieopisaną ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy choćby nie wiadomo co się działo. Niestety, nie wiedziała jeszcze, jakie poniesie konsekwencje swojego wyboru. Być może, gdyby zdawała sobie sprawę z tego, co ja teraz czeka - nigdy nie stanęłaby do kolejnego pojedynku.
Pech jednak chciał, iż zaślepiona poprzednią porażką nie myślała o niczym innym jak o chęci odegrania się. Poniekąd zaskoczony jej determinacją Mikołaj, nawet nie próbował udawać że daje jej jakiekolwiek "fory".
Kilka trafionych z rzędu koszy zapewniło mu drugie tego dnia zwycięstwo. I choć w jakiś sposób po raz kolejny mu zaimponowała swoją zawziętością, nie zamierzał jej odpuścić. W końcu wygrał kolejny zakład. Ostatnim razem, kiedy dotyczył on zbierania numerów telefonów, blondynka skończyła czyszcząc każdą śrubkę jego motocyklu. Tym razem musiał wymyślić coś lepszego. Coś, co odbije się na dziewczynie tak bardzo, że znienawidzi go jeszcze bardziej niż dotychczas.
Nadal nie mógł zrozumieć relacji która ich łączyła. Z jednej strony czuł się za nią w jakiś sposób odpowiedzialny - szczególnie kiedy wychodzili gdzieś razem - mimowolnie zawsze widział jej sylwetkę kontem oka. Sam dokładnie nie wiedział dlaczego. Usilnie wmawiał sobie, że gdyby nie to, jak wychowywała go mama, sytuacja wyglądała by inaczej.
Dorastał w otoczeniu dwóch starszych i jednej młodszej siostry. Te pierwsze, razem z matką od najmłodszych lat wpajały mu, że od tego czy będzie prawdziwym mężczyzną nie zależy ilość bójek w które się wda czy liczba wybitych zębów. Według nich, o mężczyźnie nie świadczą również wygląd czy sposób ubierania się. Najważniejszy zawsze był szacunek wobec płci przeciwnej. Często uważanej przecież za słabszą. Pamiętał, że temu wszystkiemu bardzo często towarzyszył śmiech taty. Jednak nigdy nie podważył zdania żony.
Emerytowany żołnierz, od lat zajmujący już wygodne miejsce w fotelu, od zawsze był dla niego kimś na wzór bohatera. Już od małego dziecka podziwiał jego determinację, upartość ale i przede wszystkim troskliwość. Od zawsze stawiał rodzinę na pierwszym miejscu. Wszystko inne mogło poczekać.
Kiedyś nie potrafił tego docenić. Jako nastolatek niejednokrotnie śmiał się z niego, wyzywając od pantoflarzy. Nie docierało do niego, jak można być tak bardzo podporządkowanym kobiecie. Wszystko to wydawało się być dla niego tak bardzo obce. Najgorsze momenty były tymi, kiedy jak każdy nastolatek, wszedł w "okres buntu". Anty nastawiony do całego świata starał się odnaleźć własną drogę. Miał dość monotonii która z dnia na dzień co raz bardziej go przytłaczała. Wbrew swoim wcześniejszym poglądom, ojciec nagle przestał odgrywać tak ważną rolę w jego życiu jak kiedyś. Patrząc na niego wiedział, że nie chciałby by jego wczesna starość wyglądała właśnie tak. Jednonogi, emerytowany żołnierz, spędzający całe dnie w obitym jasnym materiałem fotelu. Oddany pracy i rodzinie, nigdy nie miał czasu na spełnianie marzeń. Nie mógł pozwolić sobie na jakiekolwiek przyjemności, jeśli tylko wiązały się one z opuszczeniem domu na dłużej niż kilka dni. Być może to wojna nauczyła go doceniać to co ma. Strach o to, czy będzie miał okazję jeszcze przytulić swoje dzieci, był najgorszym z możliwych. Dlatego też cieszył się każdym na pozór nudnym dniem spędzonym w domu.
Mikołaj jednak chciał dokonać czegoś niezwykłego. Wierzył, że jeśli tylko się postara, każdy dzień będzie dla niego czymś nowym. Chciał, by każdy jeden był tym niezapomnianym. By kiedyś, siedząc w tym samym fotelu w którym siedzi jego ojciec - mógł powiedzieć sobie jak bardzo dumny jest z tego co w życiu osiągnął.
Powszechnie jednak wiadomo, że los jest bardzo nieprzewidywalny. W przeciągu krótkiej chwili wszystko obraca się o 180 stopni. Zmieniają się poglądy, ambicje, a przede wszystkim priorytety.Wystarczyła chwila, by wszystko runęło w przepaść. "Złe" towarzystwo pociągnęło go za sobą w najciemniejsze sfery ludzkiego życia. Mając zaledwie siedemnaście lat śmiało mógł powiedzieć, że jest na dnie. Cotygodniowe imprezy, alkohol, papierosy i dziewczyny. Wszystko to zdawało się pogrążać go coraz bardziej.
Jednak wtedy los znów się do niego uśmiechnął. Do sąsiedztwa wprowadziła się nowa rodzina. Początkowo z przymusu matki, nawiązał znajomość z rok starszym chłopakiem. To właśnie on zaraził go miłością do motocykli. Całe popołudnia spędzali w garażu chłopaka. Patryk - bo tak miał na imię chłopak - nauczył go dosłownie wszystkiego. Zaczynając od podstaw jazdy, a kończąc na profesjonalnych trikach. Z dnia na dzień byli sobie bliżsi. Traktowali się jak bracia, których żaden z nich nigdy nie miał. Niestety życie ma to do siebie, że odbiera nam najbliższych w najmniej spodziewanym momencie. Motocykl, który był miłością Patryka, stał się również jego wyrocznią.
Ludzie mówili "Wreszcie się doigrał", "Prędzej czy później i tak musiało to nastąpić". Wyzywano go od piratów drogowych. Każdy miał swoje zdanie, jednak nikt tak naprawdę nie rozumiał. Codziennie giną z miłości dziesiątki ludzi. Jedyną różnicą było to, że miłość Patryka była zbyt specyficzna by społeczeństwo mogło ją pojąć.
Tamto wydarzenie wpłynęło na chłopaka bardziej niż mogło być to możliwe. Nie porzucił motocykla wbrew sprzeciwom rodziny. Wciągnął się do szajki motocyklowej Surmy, która stała się dla niego drugim domem. To właśnie oni pomogli mu pogodzić się z odejściem przyjaciela.

- Dobrze się czujesz? - nagły głos Bianki wyciągnął go z zamyślenia. Potrząsnąwszy głową, zamrugał gwałtownie oczami, odsuwając od siebie wszystkie niechciane myśli.
- Tak - rzucił wymijająco, starając się przybrać obojętny wyraz twarzy.
- Na pewno? Wyglądasz jakbyś....
- Przestań. Mówię przecież, że wszystko w porządku - warknął wchodząc jej w słowo.
- Spokojnie - szepnęła cicho, nie chcąc jeszcze bardziej denerwować chłopaka. - Tylko spytałam.
W odpowiedzi dostała jedynie milczenie. Jednak było ono zbyt wymowne żeby mówić cokolwiek więcej. Zmarszczone czoło, ściągnięte brwi,odległe spojrzenie. Wszystko to było wystarczającym sygnałem, że z Mikołajem dzieje się coś złego. Rzadko kiedy miała okazję widzieć bruneta aż tak bardzo odległego. Bo choć fizycznie był ledwie dwa metry od niej, myślami wędrował mile stąd. Było to zarazem dość zabawnym jak i przerażającym widokiem. Z jednej strony, była to jedna z nielicznych sytuacji, kiedy chłopak faktycznie okazywał jakąkolwiek słabość. Miała wrażenie, że zamiast dwudziestoparoletniego chłopaka, siedzi przed nią małe dziecko. Zagubione, przytłoczone rzeczywistością. Zupełnie nie radzące sobie samemu.
- Możesz przestać? - warknął, zaciskając nerwowo pięść.
Od bardzo dawna mu się to nie zdarzało. Porzucił przeszłość i wspomnienia z nią związane. Te trzy lata temu obiecał sobie, że już do nich nie wróci. Jednak od niespełna tygodnia  ścigała go każdej nocy w snach. Budził się zalany potem, kiedy w jego podświadomości odtwarzał się huk uderzenia motocykla Patryka o tył samochodu osobowego. Identyczny, jak w przypadku Kamila. Wraz z wypadkiem blondyna, wszystko to przed czym tak bardzo chciał uciec, wróciło ze zdwojoną siłą.
- Przestać co?
- Przestać patrzeć na mnie jak na jakiś cholerny obiekt w muzeum!? - podniósł się gwałtownie, podchodząc do niej niebezpiecznie blisko.
Z każdym jego krokiem, ona robiła jeden w tył, panicznie walcząc o dystans którego tak bardzo potrzebowała.
- Ja... Ja nie... - jąkała się, robiąc kolejne ruchy w tył. Rozglądając się dookoła, szukała jakiejkolwiek opcji ucieczki. Jej nadzieja jednak zgasła tak szybko jak się pojawiła, kiedy uderzyła plecami o powierzchnię ściany.
- Ty co?! Przestań się wpieprzać w moje sprawy! - warknął, zaciskając dłoń na jej ramieniu.
To nie pierwszy  raz kiedy postawił ją w tak beznadziejnej sytuacji. Górując nad nią wzrostem, napierając natarczywym spojrzeniem. To wszystko wystarczało żeby ją w jakiś sposób zastraszyć a co za tym idzie zamknąć jej usta. Zazwyczaj ten strach ją paraliżował, a ona sama nie była zdolna do wykonania jakiegokolwiek ruchu. Jednak "zazwyczaj" robi wielką różnicę. Dzisiaj było inaczej. Wiedziała, że nie może znów pozwolić mu wygrać - że musi walczyć o samą siebie.
- Nic do cholery nie zrobiłam! - rzuciła mu prosto w twarz, wyrywając się z jego uścisku. A przynajmniej próbując. Brunet dysponował zbyt wielką siłą by tak po prostu jej się udało. Jednak mimo tej małej porażki, nie zamierzała się poddać.
- Bóg mi świadkiem że kiedyś osobiście zamknę Ci te pyskate usta!
- Myślisz, że kim Ty jesteś co? Myślisz, że możesz tak stać i wrzeszczeć na mnie o cholera wie co?!
- Zamknij się, słyszysz?! - warknął, jeszcze mocniej zaciskając dłoń na ramieniu dziewczyny. Była pewna, że nie obejdzie się bez siniaków, jednak Mikołaj zdawał się nie zwracać na to najmniejszej uwagi.
Emanowały od niego wszystkie możliwe uczucia których ona nie potrafiła zrozumieć. Od zagubienia, przez rozgoryczenie, aż po czystą furię, która wzięła nad nim górę. Nie potrafił się opanować. Szczerze mówiąc - nawet nie próbował. Przechodził zbyt wielkie rozchwianie emocjonalne by móc kontrolować samego siebie.
- Bo co?! - wyzywające krzyki Bianki były tylko dodatkową siłą napędową. Jej stawianie się, działało na niego jak płachta na byka,a on sam nie potrafił tego zatrzymać. Był jak rozpędzona ciężarówka, zbliżająca się do zakrętu. Wiedział, że albo zwolni, albo z niego wypadnie.
I właśnie ta myśl podziałała na niego orzeźwiająco.Zaczerwieniona od tłamszenia bólu twarz dziewczyny, jej sina ręka... Wszystko było jak wymierzony prosto w twarz policzek.
Ten jednak był bardziej bolesny niż wszystkie inne z którymi musiał się już zmierzyć.
- Najprościej uciec! - usłyszał jeszcze jej wrzask, nim drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem.  
___________________________________________________

Chciałabym zadedykować ten rozdział dwójce wyjątkowych dla mnie osób.
Osób, które były ze mną wtedy, kiedy najbardziej ich potrzebowałam. Wtedy, kiedy byłam w totalnej rozsypce, poskładali mnie na nowo.
Ostatnie miesiące były jednymi z najcięższych z jakimi przyszło mi się mierzyć. To właśnie oni nie pozwolili mi upaść jeszcze niżej. Pomogli mi poradzić sobie z każdym nowo zaczynającym się dniem, który stanowił dla mnie nie lada wyzwanie. Byli oparciem w najtrudniejszych chwilach i wiem, że to właśnie dzięki nim jestem znów w stanie normalnie funkcjonować.
Życzę Wam, abyście znaleźli w swoim życiu takich przyjaciół, jak oni. Stanowią najlepszy dowód na to, że bez niektórych, nasze życie byłoby smutne, szare i pozbawione jakiegokolwiek koloru.
Nie jestem w stanie podziękować za to co dla mnie zrobili. Po prostu nie potrafię.
K.M , T.K - cieszę się, że Was mam.

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 29.

Schemat, który od samego początku prześladował tę dwójkę, ponownie się powtórzył. Najpierw -jak zwykle- wybuchła kłótnia, by po chwili przerodzić się w prawdziwą awanturę. Później, jedno z nich wychodziło, trzaskając za sobą drzwiami. Tradycyjnie nie obyło się bez siarczystych przekleństw wyrzucanych pod nosem i chęci rozwalenia czegoś by w ten sposób wyładować choć minimalny pokład furii gotującej się w żyłach.
W pierwszym momencie, miała ochotę pobiec za nim. Bynajmniej nie po to, by go przeprosić. Nieodparta chęć zrobienia Mikołajowy krzywdy -choćby najmniejszej- całkiem zawładnęła jej umysłem. W jakiś sposób wierzyła, że wszystkie te "niefortunne" wypadki to jego sprawa. I nawet jeśli zabrzmi to niewiarygodnie głupio i niezrozumiale, w jakimś stopniu zabolała ją myśl, że mógłby to zrobić. Oczywiście, wiedziała doskonale jak wygląda ich relacja. Mimo, że nie pałali do siebie sympatią, tolerowali się. Z tylko chłopakowi znanych przyczyn, zatroszczył się o nią, kiedy ostre przeziębienie zmagało jej osobę. Nigdy mu za to nie podziękowała. Za to, że w tak bardzo Mikołajowy sposób postawił ją na nogi, także. Nawet jeśli zrobił to poprzez wywołanie karczemnej awantury, obrażenie i przy okazji wjechanie na jej ambicje. Udało mu się to.
Teraz gdy tak o tym myślała, dziękowała w duchu, że chłopak wyszedł z hotelu zanim rozpętało się tu prawdziwe. Zawsze to robił. Kiedy temperatura z rozmachem nabierała stopni, wymykał się. Nigdy jednak nie wiedziała dlaczego. Niejednokrotnie to właśnie on prowokował ją do kłótni.
Prawda była taka, że Mikołaj robił wszystko by nie wybuchnąć. Bianka, jakby nie było, była kobietą. Bardzo irytującą, ale jednak. A on sam nie wyobrażał sobie by móc kiedykolwiek podnieść rękę na jakąkolwiek reprezentantkę płci pięknej. Postrzegany przez większość -w tym także i przez blondynkę- za skończonego dupka, tak naprawdę miał swoje zasady którymi kierował się choćby nie wiem co i nie mógł pozwolić by wszystko legło w gruzach przez jedną dziewczynę z niewyparzonymi ustami. Naturalną przyczyną jego'ucieczek' była więc chęć ochronienia zarówno siebie jak i blondynki. To nie tak, że nie wierzył w swoją samokontrolę. Nigdy nie miał problemów z agresją. Zawsze umiał zapanować nad swoim ciałem, zanim zrobiłby coś, czego mógłby żałować przez resztę życia. Przezorność, była jego główną motywacją.

~*~

Słońce na dobre zwisło na błękitnym niebie, ogrzewając swoimi promieniami całą Lizbonę. Zdenerwowana Bianka, raz po raz zerkała na zegarek. Dochodziła już prawie jedenasta czasu lokalnego, co oznaczało że w Polsce jest już prawie dwunasta. Zgodnie z jej planami, już od jakichś trzech godzin powinni być w drodze do Porto. Jednak po brunecie nadal nie było ani śladu. Minuty mijały jedna za drugą, przeradzając się w godziny. Kiedy więc na zegarku wybiła czternasta, zirytowana postawą Mikołaja, wyszła z hotelu. Miała nadzieję znaleźć go jak najszybciej i zmusić do opuszczenia Lizbony, choćby miała zrobić to siłą.
Czas nie był ich sprzymierzeńcem, dlatego też nie mogli pozwolić sobie na kolejną noc w tym mieście. Z tego co obliczyła wynikało, że zostało im jeszcze siedem przystanków. Ósmym miała być już Warszawa - meta całej podróży.
Osiemnaście dni, które im pozostało, wydawały się tak nierealną liczbą...
Nagła determinacja przepłynęła przez jej ciało. Cokolwiek by się nie działo, musiała wypełnić zobowiązanie jakie na siebie wzięła.
Jeśli nie znajdę go w przeciągu godziny, po prostu pojadę dalej sama. - obiecała sobie w duchu przecierając wierzchem dłoni krople potu z czoła.
Po raz kolejny rozejrzała się dookoła, zastanawiając się w którą stronę powinna tak właściwie iść. Zamknąwszy oczy, okręciła się delikatnie wokół swojej osi licząc w ciszy do pięciu. To, jak bardzo komicznie musiało wyglądać jej zachowanie z punktu widzenia przechodnich, interesowało ją najmniej. Zdeterminowana by jak najszybciej znaleźć chłopaka, przekroczyła pewnym krokiem ulicę, kierując się do pobliskiego parku, który jako pierwszy rzucił jej się w oczy, gdy je otworzyła.
Powolnie, jednak nadal stanowczo przemierzała kolejne wyłożone betonowymi płytami alejki. Miejsce to dosłownie ją oczarowało. Mimo wciąż przedpołudniowej godziny, tętniło życiem. Co kilkadziesiąt metrów przystawała oniemiała, by posłuchać ulicznych grajków, którzy dosłownie tworzyli poematy na instrumentach. Nawet jeśli nie rozumiała języka, w którym to robili, nie potrafiła się od nich oderwać.
Wszystko wyglądało jak na wyidealizowanych filmach amerykańskich. Niewielki plac zabaw w oddali, na którym bawią się dzieci, mężczyzna pchający wózek z popcornem którego cudowny zapach roznosi się po okolicy w promieniu kilkunastu metrów.
Zachwycona wszystkim tym co ją otaczało, postanowiła jednak przyśpieszyć kroku. Czas nieubłaganie uciekał.
Stawiając kolejne kroki, nawet nie dostrzegła, kiedy park przerodził się w coś w rodzaju ulicznego targu. Kolorowe stoiska po brzegi wypchane przeróżnymi drobiazgami. Od widokówek, przez różnego rodzaju figurki, aż po ubrania we wszystkich kolorach tęczy. Zafascynowana, niewiele myśląc ruszyła w tamtym kierunku, przyglądając się wszystkiemu bardzo dokładnie. Nawet nie zauważyła, kiedy obok niej pojawiła się starsza kobieta, mimo upału opatulona w kwiecistą chustę. Ująwszy nadgarstek dziewczyny, pociągnęła ją w kierunku jednego ze straganów, który jak się okazało pełen był biżuterii. Nim się sie obejrzała, staruszka wciskała jej na rękę kolorową bransoletę nawlekaną maleńkimi koralikami. Oniemiała przyglądała się przedmiotowi. Uśmiechnęła się dziękczynnie do kobiety i już miała odejść, kiedy kobieta podsunęła jej pod nos cenę bransoletki. Zszokowana patrzyła to na kartkę na swoją dłoń.
Naciąganie poziom hard - bąknęła, wyciągając z tylnej kieszeni szortów pięć euro. Uśmiechnąwszy się na odchodne, można by powiedzieć że bardziej sztucznie niż jej się to uprzednio wydawało, przypomniała sobie o właściwym celu jej spacerku. Wywróciwszy oczami na swoje roztargnienie, przyspieszyła kroku.
Niedługo potem, znalazła się w pobliżu betonowego boiska. Momentalnie rzuciła jej się w oczy sylwetka Mikołaja, stojącego z piłką pod pachą pod jednym z koszy.
- Wreszcie Cię znalazłam! - rzuciła, podchodząc bliżej, pamiętając jednak by zachować odpowiedni dystans od chłopaka.
W odpowiedzi uniósł tylko prawą brew, racząc ją jedynie krótkim spojrzeniem.
Przygryzła nerwowo wnętrze policzka, zastanawiając się, w jaki sposób mogłaby choć trochę rozładować napięcie panujące między nimi. Doskonale wiedziała, że w tej kwestii na Mikołaja liczyć nie może.
Niczym nie wzruszony brunet, po raz kolejny wlepił wzrok w obręcz. Piłka wzniosła się ku górze, by po chwili wylądować idealnie w samym środku tarczy.
- Czekaj. -mruknęła nagle zaciekawiona- Skąd masz piłkę?
- Dostałem- westchnął bardziej lekceważąco, niż jak kiedykolwiek miała okazję usłyszeć to z jego ust.
- Zabrałeś dziecku piłkę? - zaśmiała się nerwowo, spoglądając na Mikołaja z niemałym zaciekawieniem.
- Dzieciak sam mi ją wcisnął za paczkę - wzruszył niedbale ramionami, po raz kolejny wymierzając rzut. Po raz kolejny celny.
- Demoralizujesz dzieci - mruknęła, zakładając ręce na piersi.
- To dziecko miało jakieś 16/17 lat. - uśmiechnął się ironicznie.
Zapadła cisza, przerywana od czasu do czasu głuchym odgłosem uderzanej piłki o tablicę. On skutecznie ją ignorował, a ona nie miała zielonego pojęcia jak zmusić go do wyjazdu. Kiedy więc po raz pierwszy od dłuższej chwili spudłował, a piłka szczęśliwym trafem poleciała właśnie w jej kierunku, podniosła ją z betonu, chowając za plecami i zmuszając zarazem chłopaka do zwrócenia na nią uwagi.
- Sory. Nie mam więcej fajek. - irytacja przesączyła jego głos, a on nawet nie starał się jej ukryć.
- Nie chcę żadnych fajek.
- Czego tak właściwie chcesz? Najpierw wrzeszczysz na mnie, oskarżając o coś czego nie zrobiłem, później kiedy ja wychodzę, Ty przyłazisz za mną i zaczynasz prawić mi morale na temat demoralizacji jakichś gówniarzy. - wypluł, starając się odebrać jej piłkę, nadal jednak pamiętając o należytym dystansie.
Bianka gwałtownie odsunęła się od niego, nie pozwalając mu na to.
- Skąd mam mieć pewność, że faktycznie za tym nie stoisz?
- Myśl sobie co chcesz, mam to w dupie. - warknął, wyrywając jej siłą piłkę.
- Oczywiście! Mikołaj Flis zawsze ma wszystko w dupie! - wrzasnęła.
Gwałtownie podszedł do niej, zasłaniając jej usta swoją dłonią.
- Dziękuj Bogu, że jesteś dziewczyną. Inaczej już dawno przestałbym się powstrzymywać.
- Dupek - splunęła siarczyście, kiedy odsunął się od niej na bezpieczną odległość.
- Nigdy nie mówiłem, że jest inaczej. - ironiczny uśmieszek, którego całym sercem nienawidziła wpłynął na jego twarz, a ona musiała się powstrzymywać by nie podejść i wymierzyć mu efektywnego policzka. Wiedziała jednak, że byłby to jej przysłowiowy gwóźdź do trumny.
- Jesteś taki.... - zawahała się, szukając odpowiedniego słowa. - beznadziejny! Wszystko zawsze psujesz!
- Oświeć mnie księżniczko. Co zrobiłem tym razem? - mimo, że się uśmiechał, nie było w tym ani krzty poczucia humoru, które Flisa nigdy przecież nie opuszczało.
- Powinniśmy być w drodze do Porto od pieprzonych czterech godzin! Nie zamierzam przez Ciebie przegrać, słyszysz?! Pakuj się i jedziemy!
- A co jeśli nie mam ochoty? Lizbona jest taka piękna... Myślę że mógłbym zostać tu jeszcze parę dni - rzucił złośliwie.
- Mówię serio. Pakuj się.
- Ja też. Nigdzie dzisiaj nie jadę. - zignorował uciekającą gdzieś na trawnik piłkę, zakładając ręce na piersi i mierząc ją wyzywającym spojrzeniem.
Spoglądała na niego spod przymrużonych powiek, starając się nie wybuchnąć.

Nim się zorientował, blondynka ruszyła w kierunku trawnika i leżącej na niej piłki. Ujęła ją w dłonie i już po chwili, stała przed nim.
- Więc może mały zakładzik? - mruknęła przebiegle, patrząc znacząco na trzymany w rękach przedmiot.- Jeśli wygram, wyjedziemy z Lizbony jeszcze przed 14:00. A jeśli przegram...
- Jeśli przegrasz, wyjedziemy dopiero jutro rano.
Przełknęła głośno ślinę, zastanawiając się, dlaczego do cholery nie zostawi go w Lizbonie i sama nie ruszy dalej?
Bo nie masz pieniędzy. Bo nie poradzisz sobie sama, bez kogokolwiek u boku. Bo nie starczy Ci odwagi. Bo boisz się samotności, nawet jeśli do wyboru masz tylko tego dupka.
- Niech będzie. Gramy do dziesięciu punktów. - westchnęła, starając się przypomnieć sobie choć część tego, czego nauczył ją trener ich zespołu gdy była jeszcze w liceum.

Ręce trzęsły jej się coraz bardziej, kiedy przewaga nad brunetem drastycznie malała. Nagle, z 8:2, zrobiło się 8:8. Od wygranej, dzieliły ją zaledwie 2 punkty. O ironio, od przegranej także. Za wszelką cenę starała się zapanować nad zdenerwowaniem ogarniającym jej ciało. Przez moment nawet porównała jego siłę do tego, gdy pisała maturę z matematyki. Zgryzła długopis do tego stopnia, że nie była w stanie nim pisać i musiała pożyczyć od koleżanki inny.
Teraz, od jednego rzutu zależało tak wiele, że nie mogła pozwolić sobie na spudłowanie. Jedyne pocieszenie stanowiło dla niej to, że miała piłkę w posiadaniu. Gdyby ją teraz straciła, jej nadzieja i honor runąłby na ziemię jak domek z kart.
Przełknęła głośno ślinę, i ruszyła niepewnym krokiem w kierunku kosza. Kiedy na jej drodze stanął brunet, bez głębszego wysilenia się, starający przejąć piłkę, zatrzymała się na moment, szukając jakiegokolwiek wyjścia z sytuacji.
Okazał się nim szeroki rozkrok w którym stał brunet. Przeturlała między nimi piłkę, szybko go mijając. A bynajmniej taki był plan, do momentu aż poczuła w tali szerokie dłonie bruneta, odciągające ją od kosza, a kiedy zrobił to już na tyle daleko, by nie mogła dosięgnąć piłki, sam po nią ruszył. Wycofawszy się do środkowej linii boiska, oddał perfekcyjny rzut, zapewniający mu trzy punkty i zwycięstwo.
- Myślę że mamy już plany na wieczór - puścił jej oczko.

_____________________________________________


Kochani moi! 
Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam wszystkiego co najlepsze, abyście spędzili je z najbliższymi i mieli okazję cieszyć się bliskością osób które kochacie.


Spełnienia marzeń, nawet tych najbardziej banalnych (te zazwyczaj są najzabawniejsze :D)
Pijanego, jednak pamiętnego sylwestra, sukcesów w nadchodzącym nowym roku i ogólnie wszystkiego o czym śnicie. 


/ Mikka <3

sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział 28.

Ciemność spowiła wszystko dookoła, niczym zasłona nie przepuszczająca ani krzty światła. Mrugała gwałtownie oczami licząc, że może właśnie w ten sposób jej źrenice przyzwyczają się do całkowitego mroku, umożliwiając jej w ten sposób dostrzeżenie czegokolwiek.
Ku jej zdziwieniu, udało jej się to prawie natychmiast.
Ze zdezorientowaniem majaczącym na jej twarzy, rozglądała się po pomieszczeniu, które nagle zaczęło nabierać różnobarwnych  świateł. Przez krótki moment zastanawiała się, jak to wszystko jest możliwe. Stała nieruchomo, starając się ułożyć w głowie cały ten bałagan myśli, przy okazji usiłując uświadomić sobie jakim cudem znalazła się ponownie w klubie. Dokładnie przecież pamiętała, że razem z Mikołajem wrócili do hotelowego pokoju. Dlaczego więc stała teraz dokładnie na środku parkietu czując w nozdrzach unoszący się dokoła zapach spoconych ciał i nasączonych alkoholem oddechów?
Cała masa pytań przebiegała przez jej umysł. Była tak zaabsorbowana swoim wewnętrznym konfliktem, że nie zdołała dostrzec ludzi przepychających się obok niej. A bynajmniej do momentu, w którym jeden z tańczących w pobliżu chłopaków nie wpadł na nią z impetem.
Zachwiała się lekko, jednak udało jej się złapać równowagę, tym samym unikając bliskiego spotkania z twardą posadzką.
Blondyn posłał jej przepraszające spojrzenie, jednak na tym się skończyło bo już po chwili ponownie zniknął w tłumie tańczących osób. Potrząsnęła delikatnie głową, nadal nie mogąc wyjść z szoku. Wygładziwszy spódnicę, uniosła lekko głowę, starając się dostrzec w tłumie postać Mikołaja. O ironio - wydawało jej się, że brunet był w tamtej chwili jej jedynym ratunkiem. W końcu był jedyną osobą, którą znała w promieniu co najmniej kilkuset kilometrów.
Teraz jak na złość nie mogła go nigdzie wyłapać. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Cały  Flis - pomyślała. Nigdy nie było go w pobliżu, kiedy faktycznie go potrzebowała.
Ostatni raz rozejrzała się wokół siebie, po czym ruszyła pewnym krokiem w poszukiwaniu wyjścia z klubu. Nie miała ochoty na przebywanie w tym miejscu, a jedyną logiczną opcją było wrócenie do pokoju.
Przeciskała się przez tłumy ludzi, torując sobie drogę łokciami. Z doświadczenia wiedziała, że był to najlepszy z możliwych sposobów aby wydostać się z tak zatłoczonego miejsca. Przez moment, ośmieliła się nawet porównać je do istnej dżungli, tak gęstej, że przejście było praktycznie nie możliwe.
Po raz kolejny skarciła się w myślach za tak dalekie odbieganie od rzeczywistości. Była rozkojarzona do tego stopnia, iż jej uwadze uszedł tak ważny szczegół jak ten, że okrążyła pomieszczenie już trzeci raz a po drzwiach wyjściowych czy choćby oknie nie było ani śladu. Zatrzymała się gwałtownie, wzdychając równie ciężko co głośno.
Wydawało jej się, że z minuty na minutę popada w coraz to większą paranoję. Umysł płatał jej figle, zacierając rzeczywistość przed jej oczami. Czuła się zupełnie tak, jakby wpadła w sidła swojej własnej podświadomości.
Przełknęła głośno ślinę, postanawiając podjąć się kolejnej próby wydostania z budynku.Wiedziała, że nie powinna panikować. Być może przyczyną jej dziwnego stanu w którym się obecnie znajdowała było to, że po prostu straciła orientację w terenie. Nie możliwym było przecież, by drzwi tak po prostu rozpłynęły się w powietrzu.
Była przytłoczona wszystkim tym, co działo się w jej umyśle. Nie pamiętała  by kiedykolwiek wcześniej musiała zmagać się z taką burzą myśli jak właśnie w tamtej chwili.
Na domiar złego, czuła na sobie czyjeś spojrzenie. Nie potrafiła określić w jaki sposób. Nieodparte uczucie bycia obserwowaną odbierało jej resztki poczucia stabilności.
Przez krótką chwilę zastanawiała się nawet, czy nie bierze udziału w jakiejś ukrytej kamerze. Rozważała nawet opcję, w której zaraz ktoś wyskoczy zza baru, wrzeszcząc na całe gardło "Mamy Cię!"
W momencie, w którym zaczęła się podśmiewać z własnej niedorzeczności, przed oczami mignęła jej znajoma twarz.
Byłą pewna, że dosłownie sekundę temu Mikołaj stał przy barze. Jednak gdy odwróciła wzrok dosłownie na ułamek sekundy, jego już nie było. Podirytowana ruszyła w tamtym kierunku, przeklinając bruneta który najwyraźniej postanowił zabawić się z nią w kotka i myszkę.
Kiedy była już dosłownie o krok od miejsca w którym widziała chłopaka, poczuła na swoim nadgarstku zimny uścisk. Odwróciła się gwałtownie, spotykając z posiniaczoną twarzą faceta, którego uderzył Mikołaj. Podbite oko i siny, ewidentnie zniekształcony przez złamanie nos, sprawił, że wzdrygnęła się, starając wyrwać z uścisku.
Perfidny uśmiech wpłynął na twarz mężczyzny, wywołując u Bianki odruch wymiotny. Niewidzialna pięść zacisnęła się na żołądku, kiedy jej oprawca nieznoszącym sprzeciwu ruchem starał się zaciągnąć ją w kierunku, jak się później okazało, męskiej toalety. Błądziła wzrokiem, szukając jakiejkolwiek opcji ucieczki. Próbowała się  wyrwać. Jej nadzieja runęła w chwili w której mężczyzna zatrzasnął za nimi drzwi jednej z kabin.
Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co za chwilę się stanie. Przeczytała wystarczająco dużo książek i obejrzała jeszcze więcej filmów, by wiedzieć jak kończą się takie sytuacje jak ta. Supermen nie zjawi się tu nagle, wybijając dziury w ścianie, żaden przystojny wampir nie wyciągnie jej z opresji a Mikołaj Fils nie zasłoni jej  swoim ciałem tak, jak zrobił to ostatnim razem. Była na z góry przegranej pozycji.
Gdzie jesteś, kiedy naprawdę Cię potrzebuję? - zaszlochała cicho, starając się ignorować obleśne dłonie mężczyzny błądzące po jej ciele. Czuła się tak bardzo brudna. Część jej kobiecej dumy została zhańbiona, zdeptana i wyrzucona do śmietnika.
Łzy napłynęły do jej oczu więc zamknęła je, kiedy mężczyzna siłą zerwał z niej  koszulkę. W chwili gdy ponownie je uchyliła, nie wiedziała czy powinna płakać czy wprost przeciwnie.
Nagle dłonie faceta który ją tu zaciągnął, zostały zamienione na dłonie Mikołaja.
Spojrzała w jego oczy, błagając niemo by zostawił ją w spokoju. Niestety bezskutecznie.
Źrenice bruneta wypełniał czysty obłęd, zupełnie jakby nie był sobą. Jego dotyk znacznie różnił się od tamtego faceta. Był bardziej stanowczy i brutalny. Przyprawiał ją o jeszcze większe obrzydzenie niż wcześniej.
- Proszę.. Puść - zaszlochała. Próbowała krzyczeć, jednak głos uwiązł jej w gardle.
W odpowiedzi zaśmiał się tak sztucznie, szyderczo i donośnie, że nie była w stanie wykrztusić już ani słowa.


- Bianka! Bianka, obudź się do cholery!- przerażony nagłym wybuchem paniki w środku nocy, Mikołaj, potrząsał delikatnie, aczkolwiek dobitnie, starając się wybudzić dziewczynę z koszmaru. Nigdy dotąd nie widział osoby tak bardzo zaangażowanej w koszmar jak Bianka. Blondynka dosłownie trzęsła się ze strachu. Krzyczała, płakała i wiła się na łóżku, jakby zmagała się z ogromnym bólem fizycznym.
Zdezorientowany, potrząsnął ciałem blondynki z podwojoną siłą.
Sukces.
Dziewczyna otworzyła oczy. Przerażenie było jedynym co potrafił w nich dostrzec. Pocierał delikatnie jej ramiona, starając się ją uspokoić. Bezskutecznie. Gdy tylko otrząsnęła się z szoku, zdając sobie równocześnie sprawę z tego, jak blisko znajduje się brunet, odskoczyła gwałtownie, starając się zachować jak największy dystans między nimi.
Coraz bardziej zdziwiony jej reakcją, przyglądał się jej zapuchniętym, przerażonym do granic możliwości oczom. W ułamku sekundy poderwała się z łóżka, pędząc w kierunku łazienki i zatrzasnęła za sobą z niemałym hukiem drzwi.

~*~

Noc spędziła na zimnych kafelkach łazienki, wpatrując się w niewielkie okno naprzeciw umywalki. Była cała odrętwiała, a ból zmagał jej ciało przy każdym, nawet najmniejszym ruchu.
Nie potrafiła wrócić do pokoju. Przez całą noc była zbyt przerażona by zmrużyć oko choć na chwilę. Wspomnienia odtwarzały się w jej głowie niczym seans filmowy w kinie. Wszystko było tak wyraźne, tak realistyczne, że chwilami miała wątpliwości, czy aby na pewno był to tylko sen.

Wyjście z łazienki odwlekała najdłużej jak tylko mogła. Bała się spotkania z Mikołajem. Nie chodziło jej o to, że zachowała sie w nocy jak skończona psychopatka. W jakiś, niezrozumiały sposób bała się właśnie jego osoby.
Kiedy w końcu zmusiła się do opuszczenia pomieszczenia, brunet już nie spał. Usłyszawszy stęknięcie zamka w drzwiach, przerzucił na nie spojrzenie. Kiedy jednak dostrzegł Biankę całą i zdrową, odwrócił wzrok na ekran telefonu.
W jakiś sposób była mu wdzięczna za to że o nic nie pytał, oszczędzając jej tym samym konieczności wymyślania jakichś niedorzecznych wymówek, mających wytłumaczyć jej psychopatyczne zachowanie zeszłej nocy.
Bez słowa przeszła obok chłopaka, siadając na skraju swojego łóżka. Przez chwilę bezmyślnie przyglądała się swoim dłoniom,  jednak gdy chłopak zniknął w łazience, a do jej uszu doszedł dźwięk płynącej pod prysznicem wody, sięgnęła po telefon wybierając numer, który doskonale znała na pamięć.
Już po drugim sygnale usłyszała po drugiej stronie głos Łukasza.
- Cześć Bi! - rzucił wesoło.
- Hej - uśmiechnęła się lekko do siebie, ciesząc się że wreszcie ma okazję porozmawiać z przyjacielem- co słychać?
- Kamil obudził się dwa dni temu - wyczuła w jego głosie niepokładaną ilość radości wymieszanej z ulgą. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak bardzo blondyn przeżywał wypadek brata. Cieszyła się, że powoli wszystko wraca do normy. Prawie wszystko.
- I mówisz mi o tym dopiero teraz?!
- Przepraszam Bi. Mieliśmy tu małe zamieszanie. - westchnął - Przyjechali rodzice. Byli cholernie zmartwieni już samym szpitalem, ale kiedy dowiedzieli się o policji, węszącej dookoła... Sama rozumiesz.
- Ta... - mruknęła - Mają coś.
- Nie. Zataczają błędne koło.
- Co masz na myśli?
- Pytają, cały czas o to samo. Nie ma żadnych postępów w śledztwie.
- Może po prostu potrzebują czasu.- westchnęła, opadając plecami na łóżko.
- To jak szukać igły w stogu siana - podsumował Łukasz, ściszając delikatnie głos aż zamilkł całkiem zrezygnowany.
Doskonale wyczuwała w nim bezradność. Bezradność która przejmowała kontrolę zarówno nad nim, jak i nad nią. Najgorsze było jednak to, że w żaden sposób nie mogła sobie z nią poradzić.
- Wiesz... Mam pewną teorię - dodał po chwili.
- O co chodzi?
- Posłuchaj.. To może zabrzmieć dziwnie i nieprawdopodobnie, ale to logiczne wytłumaczenie. - przerwał na chwilę. Kiedy jednak nie dostał od Bianki żadnej reakcji, uznał to za znak do kontynuacji. - Wydaje mi się... Myślę, że komuś bardzo zależy na tym, abyś jednak nie dotarła do celu. Wiesz co mam na myśli?
- Nie bardzo - mruknęła zaintrygowana.
- Ktoś ewidentnie stara się, uprzykrzyć Ci podróż. Ktoś, kto może wiele stracić jeśli uda Ci się wygrać zakład.
Zmarszczyła czoło, układając w głowie słowa Łukasza. Nagle rozsypanka utworzyła jedną, logiczną całość.
- Surma.
- Dokładnie to mam na myśli. Prawdopodobnie myślał, że wypadek Kamila skutecznie Cię zatrzyma. Poza tym mówiłaś, że cały czas macie jakieś opóźnienia. To przebita opona, to spuszczone paliwo.... Wydaje mi się, że to zbyt duży "zbieg okoliczności" - rzucił, podkreślając ostatnią część zdania.
Zamilkła. Nie potrafiła wydusić z siebie ani słowa.
- Jesteś tam?
- Taak... - mruknęła - Ja... Muszę kończyć. Pozdrów Kamila - rzuciła, czując jak jej ciało ogarnia coraz to większa wściekłość.
Akurat w momencie, w którym zakończyła połączenie, z łazienki wyszedł Mikołaj, pocierający ręcznikiem mokre włosy. Podniosła się gwałtownie z łóżka, ruszając w jego kierunku.
- Ty! - warknęła, wymierzając w niego palcem wskazującym. - To wszystko Twoja sprawka!
- O czym Ty mówisz? - spytał zdezorientowany.
- Uknuliście to wszystko z Surmą, tak?! Gratuluję pomysłowości! - zacisnęła dłoń w pięść, uderzając nią raz po raz w klatkę piersiową zdezorientowanego chłopaka.
- Po pierwsze, uderz mnie jeszcze raz, a mocno tego pożałujesz - warknął ściskając mocno jej nadgarstek i popychając ją na ścianę. - Po drugie, nie krzycz na mnie. Zapewniam że nie mam jeszcze problemów z uszami! A po trzecie może mi powiesz łaskawie o co Ci chodzi tym razem?
Uścisk na jej ciele drastycznie się zwiększył, co nie znaczyło niczego innego jak to, że chłopak jest coraz bardziej wściekły.
Ten sposób, w jaki trzymał jej ramię...  Tak bardzo przypominał jej brutalny uścisk który śnił jej się dzisiejszej nocy. Spojrzała w jego oczy. Ten sam obłęd majaczący w źrenicach, który widziała w kabinie. Wszystko wróciło z podwójną siłą. Z tą różnicą, że teraz działo się to na prawdę.
- Odpowiedz! - warknął, mocniej dociskając ja do ściany.
- Przebita opona, brak paliwa, to wszystko Twoja sprawka - splunęła z pogardą, patrząc stanowczo prosto w jego oczy.
- A miałbym to robić, ponieważ? - zapytał ironicznie z nutką..... rozbawienia?
- Och nie udawaj! - strząsnęła z ramienia dłoń Mikołaja. - Surma nie może pogodzić się z tym, że jednak mam szansę wygrać ten cholerny zakład, prawda? Wypadek też mieliście zaplanowany? A może to ja miałam być na miejscu Kamila?!
- O czym Ty w ogóle mówisz?!
- Zaplanowaliście to wszystko.
- Do Twojej wiadomości, nie bawię się w takie gówno o jakie mnie posądzasz! - warknął przez zaciśnięte zęby. Widziała jak furia wzbiera w nim na nowo. A wraz z wzrostem jego wściekłości, rósł w niej strach.
- Może po prostu nie dorosłaś do tego, by radzić sobie sam na sam z problemami? Mała Bianka czuje się zagrożona? Dlatego obwiniasz wszystko i wszystkich dookoła?!
- Pieprz się! - syknęła, starając się brzmieć na pewną siebie, chociaż tak naprawdę aż uginała się w środku pod częstotliwością jego spojrzenia.
- Jeszcze nie teraz Kochanie - ironiczny uśmieszek wpłynął na jego twarz, przyprawiając ją o dreszcze. Odsunął się gwałtownie, by po chwili wyjść z pokoju.

_________________________________________________

O taaak! Wielki powrót!
Nawet nie wiecie ile się do tego zabierałam. Cieszę się jednak, że mi się udało.
Przepraszam że tyle czekaliście, ale cóż... Mus to mus. Szkoła skutecznie wysysa z człowieka chęć do robienia czegokolwiek. Tak więc no...
Ale najważniejsze że 44 dni znów wraca.
Podoba Wam się taki mały prezent na Mikołajki? :D

Do następnego / Mikka <3

piątek, 5 września 2014

.

 Jestem zmuszona tymczasowo zawiesić bloga z przyczyn czysto osobistych.
Koniecznie muszę poukładać wiele spraw w swoim życiu prywatnym i niestety, na chwilę obecną nie jestem w stanie pisać.

Do zobaczenia niedługo ...

czwartek, 14 sierpnia 2014

Rozdział 27.

Są takie miejsca na ziemi, których najchętniej nigdy byśmy nie opuszczali. Strefy, które pozwalają nam uciec od codzienności i zapomnieć o doskwierających nam problemach a wyjechanie z owej lokalizacji jest jak ponowne starcie z ciążącymi nad naszą głową trudnościami, od których przecież staramy się uciec.
Często niechęć do jakiegokolwiek wykroczenia poza granice naszego małego raju, wiążą się z osobami, które zmuszeni jesteśmy opuścić na kolejny, nie wiadomo jak długi okres czasu. I właśnie to był główny powód dziwnego ucisku w żołądku Mikołaja, kiedy chłopak po pożegnaniu - dość długim i przepełnionym czułościami i dużą dawką łez babci - wsiadał na motocykl. Ponownie poczuł się jak wtedy, gdy był dziesięcioletnim chłopcem. Wraz z końcem wakacji nadchodziła konieczność rychłego powrotu do domu, by móc przygotować na nadchodzący rok szkolny. Pamiętał te wszystkie emocje, które rozdzierały jego ciało tak wyraźnie, jakby to było wczoraj.
Tak więc kiedy minął kolejną ulicę, a dom dziadków całkiem zniknął mu z pola widzenia, nie zważając na towarzystwo jadącej za nim Bianki, gwałtownie przyspieszył. Chciał zapomnieć o tym, co czuł w tej chwili. Nie mógł pozwolić sobie na to, by wszystkie te uczucia -tak bardzo spotęgowane w tamtej chwili- przejęły nad nim kontrolę. Nie był już małym chłopcem, który płakał kiedy musiał pożegnać się z babcią i dziadkiem. Teraz był dorosłym mężczyzną, w którego naturze nie leżało ukazywanie swoich emocji światu. To co czuł, było jego indywidualną sprawą i wręcz nienawidził, kiedy inni - często nieświadomi - ludzie wkraczali w jego prywatną strefę.
Dopiero sześć ulic dalej, zdołał opanować burzę myśli szalejącą w jego umyśle. Zatrzymując się na czerwonym świetle jednego ze skrzyżowań, odruchowo rozejrzał się dookoła, by zupełnie przypadkiem napotkać intensywny wzrok Bianki, przeszywający go na wskroś. Dziewczyna przyglądała mu się badawczo, zupełnie jakby próbowała rozszyfrować jego tak bardzo zmienny nastrój.
Zirytowany odwrócił głowę w przeciwnym kierunku, modląc się by zaświeciła wreszcie zielona lampka.
Jedyne na czym chciał, a zarazem na czym mógł się skupić była Lizbona. A bynajmniej to, jak najszybciej się tam dostać.

~*~

Mijając kolejne ulice słonecznej Lizbony, cieszyła się, że ma na twarzy ten masywny kask, uniemożliwiający innym ludziom dostrzeżenie rozdziawionej z wrażenia buzi. Jeszcze nigdy nie była w tak pięknym i zachwycającym miejscu jak właśnie to. Całe to miasto wyglądało tak niesamowicie, że momentami zastanawiała się czy aby na pewno nie śpi.
- Zatrzymajmy się gdzieś wreszcie! - krzyknął Mikołaj, zatrzymując się tuż obok niej przed przejściem dla pieszych.
Skinęła potwierdzająco głową, kierując się za chłopakiem na pobliski parking, pierwszego lepszego hotelu. Doskwierający upał w zaskakująco szybkim tempie odwiódł ich od zastanawiania się nad wyborem innego hotelu. Zarówno Bianka jak i Mikołaj nie marzyli o niczym innym jak o zrzuceniu z siebie tych ciężkich, motocyklowych ubrań, więc już po upływie niespełna trzydziestu minut, które zmuszeni byli poświęcić na rejestrację, wpakowali się do niewielkiego pokoju. Nie różnił on się w żaden sposób od tych, w których zatrzymywali się poprzednio. Dwa małe, pojedyncze łóżka, które dzielił zaledwie niewielki stolik nocny, drewniana szafa i łazienka, wyposażona w standardowe, niezbędne rzeczy. Dla tej dwójki było to jednak wszystko czego potrzebowali. Oczywiście żadne z nich nie pogardziłoby osobnym pokojem, jednak postanowili zaoszczędzić możliwie jak najwięcej z pieniędzy pożyczonych od rodziny Mikołaja. A przynajmniej taki był plan do momentu, aż zażywszy orzeźwiającego prysznica, chłopak wyszedł z łazienki.
Podstępny uśmieszek, który majaczył na jego ustach, dał Biance do zrozumienia, że brunet coś knuje. I zanim jeszcze zdążył powiedzieć choćby słowo, dziewczyna wiedziała że coś się kroi.
- Powinniśmy gdzieś wyjść. - rzucił chłopak, przeszukując swój plecak w poszukiwaniu świeżego podkoszulka. - Recepcjonistka mówiła, że zaraz naprzeciwko jest świetny klub.
Spojrzała na niego oniemiała, zastanawiając się czy to aby na pewno do niej kieruje te słowa. Mikołaj nie wydawał się być chłopakiem, który zaprosi ją kiedykolwiek do klubu. Owszem, zdarzały jej się już takie sytuacje, jednak to przecież był Flis! Zimny, chamski, gburowaty i wyprany z jakichkolwiek uczuć dupek!
Nim zdążyła otrząsnąć się z szoku i wypowiedzieć choćby słowo, drzwi pokoju zamknęły się za chłopakiem który zniecierpliwiony jej milczeniem postanowił dłużej nie czekać.
Wywróciła oczami, podnosząc się z łóżka. Wygrzebując wszystkie swoje ubrania z podręcznego plecaka, przeklinała pod nosem, żałując że nie ma przy sobie siostry i jej szafy, która nie oszukując się, była niczym czarna dziura i można było znaleźć w niej dosłownie wszystko. Od prostych, jednokolorowych koszulek, aż do wzorzystych sukienek, zwracających na siebie uwagę bardziej niż 50% przecena w markowym sklepie z ubraniami.
Przygryzając wnętrze policzka, uniosła niepewnie czarną koronkową spódniczkę z wysokim stanem, którą znalazła w jednej z bocznych kieszeni plecaka.
- Ze wszystkich moich kiecek musiałam spakować właśnie tą?! - warknęła sama do siebie, rzucając materiałem w drugi kąt pokoju.
Załamana przetarła dłońmi twarz, przez moment rozważając nawet opcję zostania w pokoju.
Powstrzymywała ją przed tym jedynie chęć rozerwania się. Miała dość tego ciągłego siedzenia w czterech ścianach. Przez ostatnie kilka dni jej życie ograniczało się jedynie do motocykla, później pokoju hotelowego. I tak w kółko.
Po raz ostatni mrucząc pod nosem tylko sobie zrozumiałe słowa, podniosła się z podłogi, ponownie biorąc do rąk koronkową spódniczkę i biorąc głęboki oddech zamknęła się w łazience.


Droga do klubu faktycznie nie była długa. Do pokonania miała jedynie dystans odpowiadający szerokości ulicy, co było zdecydowanym plusem. Czuła, że dzisiejsza zabawa w klubie, albo dla niej, albo dla Mikołaja skończy się jutro kolejnym kacem. Miała tylko nadzieję, że brunet oszczędzi jej konieczności wnoszenia go do pokoju.
Czując na sobie dziwne spojrzenia ludzi tłoczących się przed wejściem do klubu, przekroczyła jego próg, starając się wmieszać w tłum. O ironio, to wcale nie było takie proste. Jak się okazało, była jedną z naprawdę nielicznych blondynek w klubie, co tylko bardziej zwracało na nią spojrzenia mężczyzn. Nigdy jakoś jej to nie przeszkadzało i raczej lubiła być w centrum zainteresowania. Teraz jednak czuła się z tym nieswojo i na swój sposób zainteresowanie jej osobą powoli ją przerastało.
"Weź się w garść" - beształa się w myślach, rozglądając po wnętrzu pomieszczenia. Już po chwili udało jej się namierzyć bar, do którego udała się w tempie praktycznie natychmiastowym.
Dwa szoty pomogły jej się nieco rozluźnić i przez moment nabrała nawet ochoty na powyginanie się na środku parkietu. Ochota ta jednak odeszła tak szybko jak się pojawiła, kiedy tuż obok niej usiadł starszy mężczyzna - może koło czterdziestki - mówiąc do niej w języku którego nazwy nie potrafiła nawet określić, o znajomości już nie wspominając. Spojrzała więc na niego przelotnie, by po chwili odwrócić całkowicie wzrok w przeciwną stronę, tym samym napotykając sylwetkę Mikołaja, siedzącego samotnie przy jednym ze stolików.
Z szklanką brązowego płynu, który raczej na sto procent był wysoko procentowy, skanował pomieszczenie, raz po raz zatrzymując spojrzenie na przechodzących obok dziewczynach. I choć widział ich starania, by zwrócić na siebie jego uwagę, nie wykazywał zainteresowania żadną z nich.
Przekalkulowawszy wszystkie za i przeciw, podniosła się ze stołka barowego i wolnym krokiem ruszyła w kierunku chłopaka. "Lepsze to, niż siedzenie samej przy barze, prawda?"tłumaczyła sobie, ściskając w dłoni wysoką szklankę z kolorowym drinkiem, który barman przedstawił jako jego specjalność.
Nie wszystko poszło jednak po jej myśli. W momencie, w którym oddalała się od baru, tuż przed nią wyrósł nagle mężczyzna który jeszcze chwilę temu nieudolnie próbował się z nią porozumieć. Wystraszona przyłożyła obie ręce do szybko unoszącej się klatki piersiowej, co zaowocowało rozlanym  drinkiem na jasnej koszulce nieznajomego.
Sfrustrowany podniósł na nią gniewne spojrzenie. Wyglądał na tak wściekłego, jakby co najmniej zarysowała mu karoserie jego nowiutkiego samochodu.
Nim zdążyła się zorientować, wykrzykiwał pod jej adresem wianuszek słów, które brzmiały tak okropnie, że przez moment dziękowała, że nie zna żadnego z nich.Otrząsnęła się z chwilowego szoku, kiedy rozwścieczony mężczyzna odepchnął ją do tyłu, jednak nie na tyle mocno, aby straciła równowagę. Zdezorientowana spojrzała na niego, zastanawiając się o co właściwie całe to zamieszanie. Przecież nie zrobiła tego umyślnie, co też zawzięcie starała się mu wytłumaczyć. Mężczyzna jednak zupełnie głuchy na jej słowa, ignorował wszystko i wszystkich dookoła, po raz kolejny popychając blondynkę.
- Masz jakiś kurwa problem?! - warknął Mikołaj, nagle wyrastając przed nią. Stanąwszy w lekkim rozkroku, całkowicie zasłonił dziewczynę swoim ciałem, niczym żywa tarcza.
- Zapytałem o coś! - ryknął ponownie, tym razem na tyle głośno, że przekrzyczał muzykę lecącą z porozstawianych w każdym koncie głośników.
- On Cię nie rozumie. - mruknęła Bianka, przybliżając się do Mikołaja na tyle blisko, że śmiało mógł poczuć jej gorący oddech na swoim karku.
Ignorując przyjemne uczucie które rozlało się po jego ciele, potrząsnął lekko głową, przerzucając spojrzenie na stojącego niedaleko mężczyznę. Jego usta nadal się nie zamykały, kiedy wydzierał się w ich kierunku, raz po raz pokazując mu zaciśnięte pięści.
- Wychodzimy - mruknął Mikołaj do Bianki, ujmując jej nadgarstek i ciągnąc ją za sobą w kierunku wyjścia. Nieznajomemu jednak nie spodobały się zamiary motocyklistów.Stanął bezpośrednio w progu drzwi, zupełnie jakby swoim ciałem chciał zabarykadować ich w środku.
Dopiero prawy sierpowy Mikołaja nieco go otrzeźwił. Trzymając się za krwawiący nos, mimowolnie odsunął się na bok, przepuszczając tym samym poirytowanego Mikołaja i przerażoną Biankę. Dziewczyna nigdy nie była zwolenniczką jakiejkolwiek przemocy. I nawet jeśli tamten mężczyzna rzeczywiście sobie zasłużył, nie pochwalała zachowania bruneta. Wiedząc jednak, że w ten właśnie sposób chłopak ratuje jej tyłek z opałów, postanowiła zachować jakiekolwiek uwagi dla siebie.
Nadal ciągnięta przez Mikołaja, odwróciła się na moment za siebie. A kiedy to zrobiła, gula której ledwo co się pozbyła, ponownie ulokowała się w jej gardle.
- M-Mikołaj - jęknęła płaczliwie, starając się zwrócić na  siebie uwagę chłopaka.
- Przestań nudzić - warknął, mocniej zaciskając dłoń na jej nadgarstku.
- Ale...
- Uspokój się. Nie mam ochoty słuchać Twojego marudzenia. Mógł nie stawać mi na drodze - dodał, myśląc iż Bianka zapewne odniesie się do uderzenia mężczyzny.
- Gonią nas! - wrzasnęła, kiedy trzech mężczyzn, którzy jeszcze chwilę temu przykucali obok poturbowanego mężczyzny, ruszyło w ich kierunku.
Zaalarmowany jej nagłym wybuchem, przyspieszył kroku, ciągnąc ją  w tylko sobie znanym kierunku.
- Nie możemy po prostu dostać się do hotelu - jęknęła, przez urywane oddechy. Nogi powoli odmawiały jej posłuszeństwa. Co z tego, że w liceum grała w drużynie koszykarskiej? Od czasów liceum minęły dwa lata a jej kondycja zdecydowanie nie była już tak dobra.
- Zgubimy ich w tamtym parku - rzucił, nawet na chwilę nie odwracając się za siebie.
Przytaknęła tylko cicho, nie bardzo wiedząc co innego mogli zrobić w tej chorej sytuacji. Postanowiła się więc trzymać planu bruneta i milczeć. Jakby nie było, to ona była główną prowoderką tego zamieszania.

Po przeszło piętnastu minutach ciągłego biegania po parku, jakimś cudem udało im się uciec. A schronienie znaleźli w... ciasnej budce telefonicznej. Pomijając krople deszczu, wpadające przez dziurawy dach i chłodne powiewy powietrza dostające się do środka za sprawą nieszczelnych drzwi, była całkiem przytulna. Ciasna, ale przytulna.
- Zawsze jesteś taki pewny siebie? - rzuciła, podnosząc niepewnie wzrok.
- Co masz na myśli?
- Ty... Wstawiłeś się za mną, przed dwa razy starszym kolesiem. Więc pytam, zawsze jesteś taki pewny siebie?
W odpowiedzi pokiwał przecząco głową.
- Tylko w piątki. I jak patrzy ładna dziewczyna
Spojrzała na niego z błyskiem w oku i wyrazem triumfu  na twarzy.
- Czyli jednak uważasz że jestem ładna ?
- Akurat mamy piątek.
Bianka spojrzała na niego z oburzeniem, na co on uśmiechnął się do niej ni to szczerze ni to ironicznie, jednocześnie odwracając twarz w kierunku przeszklonych drzwi budki.
- Myślę, że możemy iść - rzucił, otwierając przed nią drzwi, a zarazem w ten właśnie sposób ucinając tę krótką konfrontację.
- I wiesz co Olszak? - podniosła wzrok na jego twarz, kiedy zrównał się z nią ramieniem - Więcej nie idę z Tobą do żadnego klubu.
Wywróciła oczami, przyspieszając kroku.

__________________________________________

Oto i jest 27!
Wiem, że długo kazałam Wam na niego czekać, ale mam nadzieję, że jeszcze ktoś go przeczyta ^^
Następny rozdział pojawi się nie wiem kiedy, z racji iż w przyszłym tygodniu wyjeżdżam na obóz i raczej nie będę miała chwili na pisanie.
Przepraszam, że tak bardzo nadwyrężam Waszą cierpliwość.
Kocham Was/ Mikka

środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział 26.

Każdy nowy dzień można powitać na dwa różne sposoby. Czasem robimy to z szerokim uśmiechem na ustach, czując jak pozytywne wibracje wypełniają nasze wnętrze, podsycając jeszcze bardziej nasz optymizm. Jeśli chodzi o tę drugą opcję - jest ona zdecydowanie mniej pozytywna. Już w pierwszych sekundach zaraz po przebudzeniu jesteśmy w stanie poczuć tę presję, uderzającą w nas z siłą porywistego wiatru. Nie mamy wtedy  najmniejszej ochoty na ponowne otworzenie powiek, a już na pewno ostatnie o czym myślimy to podniesienie się z łóżka i stawienie czoła nadchodzącym wydarzeniom tak beznadziejnie zapowiadającego się dnia.
Tego poranka obudził się jednak z cieniem uśmiechu, majaczącym na jego twarzy. Rozkoszny zapach upieczonego właśnie chleba, wdarł się przez szczelinę między drzwiami pokoju, w którym właśnie przebywał. Za żadne skarby nie mógł przypomnieć sobie, kiedy ostatnio miał okazję poczuć tę zabierającą w krainę wspomnień jego jakże udanego dzieciństwa woń. Po raz ostatni przeciągając się na łóżku, podniósł ociężale z wygodnego materaca by po chwili ruszyć w kierunku kuchni. Jego bose stopy uderzały twardo o drewnianą podłogę, kiedy pewnym siebie i stanowczym krokiem, kierował się prosto w stronę kuchennych drzwi. Przez krótki moment poczuł się zupełnie tak, jakby jakimś cudem przeniósł się w czasie i znów był tym małym chłopcem, spędzającym wakacje u dziadków. Szybko jednak pozbył się tego uczucia. Mikołaj Flis nie był chłopakiem który siadał na kanapie z albumem pełnym zdjęć i rozczulał się wspominając swoje dotychczasowe życie. Oczywiście jak każdy człowiek, mimowolnie przenosił się myślami w przeszłość jednak nigdy nie uważał by była ona jakoś specjalnie ważna. Nie widział sensu w rozmyślaniu nad czymś, co miało już miejsce i prawdopodobnie nigdy nie wróci. Wolał żyć teraźniejszością. Chciał rozmyślać nad jutrzejszym dniem, zastanawiając się jak może wpłynąć na jego bieg, nawet jeśli przeważnie i tak nigdy nie trzymał się planów.
- Mikołaj, nie zauważyłam Cię - kobieta przyłożyła dłoń do piersi, starając się opanować bicie swego serca- Chcesz żebym na zawał zeszła? Nie strasz mnie tak więcej!
- Przepraszam babciu - uśmiechnął się lekko, składając na jej policzku szybki pocałunek. Kolejny nawyk z dzieciństwa.
- Chcesz kawałek? - spytała, wskazując na pachnący bochen chleba.
Przytaknął krótkim skinieniem głowy. Kobieta, postawiwszy na stole przed nim talerz, zajęła siedzenie obok, zasypując chłopaka pytaniami. Słuchała go z uwagą, kiedy opowiadał jej o rodzicach, Julii... Chłonęła każde jego słowo, nie ważąc się przerwać mu nawet raz. Chłopak doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że staruszka tęskni za jego rodziną. Było to widoczne szczególnie wtedy, kiedy opowiadał mamie, a jednocześnie córce kobiety. Jej niebieskawe oczy błyszczały od łez które powoli napływały do powiek. I w momencie kiedy miał zamiar skończyć tę rozmowę, nie mogąc patrzeć na kobietę tak bardzo roztrzęsioną, poczuł jak otula go swoim drobnymi ramionami.
- To łzy szczęścia - zapewniła - Cieszę się, że tak dobrze się Wam wszystkim układa.
Uśmiechnął się szeroko, aczkolwiek niepewnie i oddał uścisk, czując przyjemne ciepło, wypełniające jego ciało. Do tej pory nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo tęsknił za tą staruszką.

~*~

Podobnie jak Mikołaj, Bianka również powitała dzień w wyśmienitym humorze. Wreszcie, po otworzeniu oczu nie czuła bólu rozbrajającego jej kręgosłup, z którym dotychczas walczyła po każdej nocy przespanej na niewygodnym materacu.
Kolejnym czynnikiem wpływającym na tak dobry humor była niewątpliwie długa, ale jakże relaksująca kąpiel, na którą pozwoliła sobie zaraz po przebudzeniu. Nie sądziła, że zwykła wanna może sprawić człowiekowi aż tyle radości. Szczerze mówiąc, miała już dość tych obskurnych hotelowych pryszniców, z których zmuszona była korzystać przez ostatnich kilka dni.
Zanurzając swoje ciało w przyjemnie gorącej wodzie, odchyliła głowę do tyłu, nie mogąc wyrzucić z myśli wczorajszej rozmowy telefonicznej z Łukaszem. Jeśli dobrze zrozumiała- a nie była tego pewna nawet pomimo tego, że blondyn powtarzał jej to dobre cztery razy - wypadek Kamila wcale nie był przypadkiem. Według policjanta, zajmującego się jego sprawą, samochód z którym zderzył się chłopak, celowo zjechał z prawego pasa. A przynajmniej tak relacjonuje całe zdarzenie jeden jedyny świadek. Mężczyzna który spacerował z psem, jedną z przydrożnych ścieżek. Oczywiście nic więcej nie udało się ustalić. Samochód jakimś cudownym sposobem nagle zniknął, a numerów rejestracyjnych, które tak bardzo ułatwiłyby im znalezienie sprawcy nikt nie zdołał zapamiętać.
Nie mogąc znieść dłużej natłoku myśli, opuściła się delikatnie głębiej w wannie, tak że teraz woda przykrywała całe jej ciało, łącznie z twarzą. Zupełnie jakby wierzyła, że to wystarczająco ostudzi jej rozpalony umysł.
Kiedy w końcu zabrakło jej już powietrza, wynurzyła się gwałtownie i otrzepawszy przyklejone do twarzy włosy, wyszła z wanny.
"Nie możliwe, żeby to nie był wypadek" wmawiała sobie, szukając w plecaku czegoś, co mogłaby na siebie założyć.
Po co ktoś miałby pozorować rozbicie się Kamila? Jaki był w tym wszystkim sens? Nie wydawało jej się, żeby chłopak miał jakichś wrogów. A nawet jeśli takowi byli, oni znajdowali się w innym, odległym od Polski tysiącami kilometrów kraju. Wątpiła by ktokolwiek angażował się w coś takiego, przemierzając za nimi taki kawał drogi.

Kiedy uporała się już z poranną toaletą i w miarę możliwości odrzuciła od siebie natrętne myśli, wmawiając sobie, że to był zwykły zbieg okoliczności, a sam Kamil miał po prostu cholernego pecha, postanowiła poszukać kuchni. Mając nadzieję, że nie urazi w żaden sposób gospodarzy domu przygotowując sobie skromne śniadanie, przemierzała korytarz.
- Koniecznie musisz powiedzieć rodzicami, żeby wreszcie nas odwiedzili - zatrzymała sie przed drzwiami kuchni, słysząc głos starszej kobiety.
- Na pewno to zrobię - zapewnił Mikołaj.
- I oczywiście musicie wziąć Julię.
Bianka zmarszczyła brwi, zastanawiając się kim do cholery jest Julia? Była pewna, że brunet nie wspomniał o żadnej dziewczynie imieniem Julia ani raz od samego początku...
I choć wiedziała, że to naprawdę bezczelne, nie mogąc się powstrzymać, przytknęła ucho do drewnianej powierzchni drzwi.
- Nie miała nic przeciwko temu, że zostawiasz ją na tak długo? - głos kobiety rozniósł się po kuchni, wypełniając pomieszczenie jego ciepłym brzmieniem.
- Nie była zadowolona.. Ale praktycznie ani ja, ani ona nie mogliśmy nic zrobić - mruknął, dopiero po chwili zdając sobie sprawę z tego co powiedział. Podniósł gwałtownie głowę, spoglądając w szukające wyjaśnień oczy babci.
- Co masz na myśli mówiąc że nic nie mogłeś zrobić?
- Ja... Nic babciu.. Zapomnij o tym. - rzucił wymijająco.
- Mikołaj!
- Odpuść. To nic, czym powinnaś się zadręczać. A Julka wytrzyma beze mnie te półtora miesiąca.- westchnął, a Bianka nawet jeśli nie widziała jego twarzy, czuła że powoli ma już dość tej rozmowy.
- Widzę jak za nią tęsknisz - troskliwy głos kobiety po raz kolejny rozpłynął się po kuchennej przestrzeni.
- Jak cholera - mruknął..
- Słownictwo! - skarciła go kobieta, nie ukrywając jednak rozbawienia w głosie.
Bianka stała jak oniemiała, nie mogąc wykonać żadnego kroku, zupełnie jakby coś wbiło ją w podłogę. Nieprzyjemny ucisk w żołądku pojawiał się za każdym razem, gdy myślała o Julii. Zasadniczym pytaniem było jednak, dlaczego tak było? Przecież to na pewno nie za sprawą zazdrości. Tak właściwie, nawet go nie lubiła. Skąd więc to uczucie? Pokręciła głową z dezaprobatą i zwaliwszy winę na doskwierający jej głód, przybrała na twarz nieśmiały - może troszkę wymuszony-  uśmiech, by po chwili wejść do kuchni


________________________________________________

Hej, hej, hej :D
Przepraszam za tak długą przerwę, jednak wir wakacji totalnie mnie wciągnął. Oprócz tego, przez ostatni tydzień zawitała u mnie kuzynka z koleżanką, więc moje jakiekolwiek pisanie było pogrążone na amen.
Oprócz tego, cały czas w głowie pojawiają mi się pomysły na nowe opowiadanie i za nic nie mogę sie skupić na pisaniu 44 dni. Obiecuję jednak, że teraz rozdziały będą szybciej.
Dziękuję za cierpliwość <3
Kocham Was/ Mikka

czwartek, 24 lipca 2014

Rozdział 25.

Tego dnia, obudziła się jeszcze przed Mikołajem. Z lekkim ociąganiem otworzyła oczy, raz po raz mrugając powiekami, by przyzwyczaić się do jasnego światła, wypełniającego pomieszczenie. Kiedy w końcu udało jej się podnieść do pozycji siedzącej, po leniwym przeciągnięciu się i długim ziewnięciu, odrzuciła z siebie kołdrę. Dopiero teraz zauważyła, że nadal ma na sobie wczorajsze ciuchy, na co zmarszczyła brwi. Po dłuższej chwili prób odtworzenia wydarzeń z wczorajszego wieczora, wreszcie zdała sobie sprawę z tego, co tak właściwie wczoraj się wyprawiało w tym pokoju. Wspomnienia powracały do jej umysłu niczym wyrzucony w przestrzeń bumerang. Co prawda nadal przypominały rozsypankę, z której ma powstać jeden konkretny obrazek, jednak mimo wszystko pocieszał ją fakt, że po takiej libacji alkoholowej jak ta wczorajsza, w ogóle coś pamięta. Kolejnym czynnikiem wpływającym na jej dobry humor był absolutny brak jakiegokolwiek bólu głowy.Stąpając na palcach, przemknęła po cichu do łazienki, uważając by czasem nie obudzić śpiącego na kanapie Mikołaja. Rozłożony na całej jej powierzchni, pochrapywał lekko poprzez uchylone usta. Przez moment miała ochotę zrobić pamiątkowe zdjęcie, by później móc go szantażować, że udostępni je na jednym z portali społecznościowych, jednak ostatecznie poddała się i nie chcąc być przyłapana na 'gapieniu się', zniknęła za drzwiami małej łazienki.
Długi prysznic całkowicie pomógł jej wyrwać się z porannego otępienia. Dzień nie mógł już zacząć się lepiej. Wreszcie kreski na powiekach wyszły jej w miarę równo a pod jej oczami nie było już worów, wielkości tych na kartofle które można znaleźć w każdym warzywniaku. Nawet włosy jako tako dały się ułożyć.
Z pełnym optymizmu uśmiechem, wyparowała z łazienki kompletnie zapominając o obecności bruneta. Wystraszony nagłym trzaskiem drzwi, zerwał się z łóżka, prawie że stając przed dziewczyną na baczność. Dopiero kiedy zorientował się, że to tylko Bianka, z powrotem opadł na niewygodną poduszkę i zamknąwszy oczy, toczył walkę z bólem rozsadzającym jego czaszkę.
- Wstajemy śpiąca królewno - rzuciła blondynka, racząc go najbardziej wymuszonym i nieszczerym uśmiechem , na jaki było jej stać. Oczywiście nie mogła powstrzymać się przed delikatnym podniesieniem głosu, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że chłopak ma ewidentnego kaca.
- Olszak, dlaczego trzymasz się lepiej niż ja?
Bianka pochylała się nad łóżkiem, na którym postawiła swój plecak i zawzięcie szukała czegoś do ubrania. Tak bardzo była pochłonięta tą czynnością, że nawet nie spojrzała na chłopaka, a jej odpowiedź była niemal na odczepkę.
- Bo piję z umiarem.
- Ja też. Ale to nie moja wina, że odpada po drugiej kolejce.
Burknął pod nosem, wyjątkowo mocno mierzwiąc sobie włosy ręką i głośno wypuszczając powietrze z nadymanych policzków.
Przecież słowa dziewczyny nie miały najmniejszego sensu. O ile pamięć go nie myliła - i był prawie pewny że tak jest- pochłonęli wspólnie prawie całą butelkę wina. No dobra, on pochłonął. Bianka wypiła ledwie jedną trzecią po czym po prostu poszła spać. Ale przecież to wcale nie była jego wina, że dziewczyna praktycznie sama, napełniała jego szklankę na nowo. Poranne efekty, jakimi była burza szalejąca w jego umyśle i palący ból gardła nie były wcale takie zadziwiające.
- Wyglądasz jak rasowy alkoholik - rzuciła dziewczyna, spoglądając znacząco na jego niemrawą postawę, przy okazji odwołując się do słów, którymi on sam wczoraj ją uraczył. Niestety nie miał żadnego pola manewru by udzielić jej w tej chwili jakiejś kąśliwej uwagi. Czuł się, jakby był przeżuty co najmniej trzy razy a później wypluty przez jakieś wielkie zwierze, więc zapewne musiał wyglądać jeszcze gorzej. Zignorował więc całkowicie blondynkę i wymknął się do łazienki licząc, że zimny prysznic postawi go na nogi.

~*~

Około południa, wreszcie opuścili hotel. Czując się na tyle trzeźwymi by prowadzić, zasiedli za kierownicami motocykli. W normalnych warunkach, zapewne nie odważył by się kierować maszyną, jednak biorąc pod uwagę ścigający ich czas, najzwyklej w świecie było to konieczne.
Nałożywszy na głowę kask, przymknął na moment oczy, w duchu modląc się by ta jazda, nie okazała się jego ostatnią. Szczególnie, jeśli w jego krwi nadal buzowały resztki alkoholu.
Przez krótką chwilę czuł na sobie spojrzenie Bianki. Wydawało mu się nawet, że nadal trochę się waha, jakby nie była pewna, czy rzeczywiście powinni prowadzić w takim stanie. Domyślał się, że wypadek Kamila był dla niej niczym najlepsza z możliwych przestróg. 
- Zamierzasz dalej się tak gapić, czy wreszcie wyjedziemy? - jego brwi powędrowały wysoko ku górze. Przez ten okres czasu, który wbrew własnej woli musiał spędzić z blondynką, nauczył się, że najlepszą metodą na przekonanie jej do czegoś, było rzucenie jej niemego wyzwania. Czasem wystarczyło nawet jedno konkretne, przeszywające spojrzenie z jego strony. Często spisywało się ono lepiej niż jakakolwiek kłótnia.
Także i tym razem się nie pomylił. Wywróciła oczami, by po upływie kilku sekund odjechać z hotelowego parkingu, zostawiając go daleko za sobą. Uśmiechnął się do siebie, odchylając lekko głowę do tyłu, by po chwili dołączyć do dziewczyny.

~*~

- Mikołaj ! Tak dawno Cię nie widzieliśmy! - starsza kobiecina, stojąca na ganku średnich rozmiarów, białego domku, spoglądała na chłopaka ze łzami w oczach, co chwilę mrugając powiekami, jakby walczyła sama ze sobą, żeby nie pozwolić im czasem wypłynąć.
- Cześć babciu - rzucił niemrawo, pozwalając kobiecie przyciągnąć się w żelaznym uścisku, który wydawał mu się trwać całą wieczność. Mógł przysiąc, że gdyby przytrzymała go jeszcze chwilę, padłby na deski błagając o powietrze.
- A to kto? - spytała, spoglądając nad jego ramieniem na Biankę.
- To moja...
- Och... Dlaczego nie powiedziałeś że przyjedziesz z dziewczyną?! - wyrzuciła ręce w powietrze, ściskając blondynkę.
- Babciu, ale to nie jest moja.....
- Przygotowałabym Wam coś do zjedzenia. Musicie być wyczerpani! - po raz kolejny weszła mu w słowo, ignorując jego próby wytłumaczenia tego małego nieporozumienia.
- Henry! Henry, nie uwierzysz kto przyjechał! - krzyknęła, po części wpychając parę mocno zdezorientowanych motocyklistów do przestronnego salonu.
- Mikołaj przyprowadził dziewczynę ! - jej donośny głos po raz kolejny wypełnił pomieszczenie.
- Ile razy mam powtarzać, że to nie jest moja...
- Mikołaj, synu! Tyle lat! - tym razem, w słowo Mikołaja wszedł mężczyzna, wypowiadając słowa z przepięknym, hiszpańskim akcentem,- który swoją drogą natychmiastowo oczarował Biankę-. Był średniego  wzrostu z siwymi włosami i jeszcze bardziej siwą brodą, sięgającą mu do połowy szyi.
Brunet wywrócił oczami, już nawet nie próbując wykłócać się z dziadkami. Wszystkie jego dotychczasowe próby były przez nich skutecznie ignorowane. Nie było więc sensu podejmowania dalszych działań w tych kierunku.
Jednak jedynym czego nie potrafił zignorować, to zarozumiały i pełny ironii uśmiech, siedzącej obok niego na kanapie Bianki. Ewidentnie drwiła z jego bezradności, co na swój sposób go zdziwiło. Spodziewał się raczej, że ta sytuacja - czyli dokładniej mówiąc, teoria jego babci na temat ich mniemanego 'związku'- będzie dla niej równie niekomfortowa jak dla niego. Ona natomiast, bezczelnie naśmiewała się z niego, nie dbając o jakąkolwiek dyskrecję.

Rozmowa z dziadkami chłopaka po jakimś czasie stawała się coraz to lżejsza. Początkowy stres i dziwny supeł na językach z upływem chwili zdawał się rozluźniać, zarówno w przypadku Bianki, jak i Mikołaja.
Bo obfitym obiedzie składającym się z dwóch dań, deseru oraz przymusowych dwóch dokładek ziemniaków i sałatki - bo jak stwierdziła pani domu, Bianka była zbyt chuda - blondynka postanowiła zostawić Mikołaja sam na sam z starszymi ludźmi.Wiedziała, że rozmowa dotycząca pieniędzy nie będzie łatwa, więc powinien odbyć ją tylko i wyłącznie w gronie rodzinnym. Zaciskając dłonie w kciuki, przysiadła na tarasie, modląc się by chłopakowi udało się coś wskórać w ich beznadziejnej sytuacji.
Minuty płynęły i zdawała się minąć cała wieczność, zanim brunet dosiadł się do niej.
- I co ? - zapytała niepewnie, spoglądając w jego ciemne oczy i szukając w ten sposób jakiejkolwiek wskazówki.
- I nic. - wzruszył ramionami, unikając jej spojrzenia.
Przez moment miała ochotę się rozpłakać. Jak teraz uda im się pokonać resztę trasy? Bez jakiegokolwiek wsparcia pieniężnego od strony dziadków chłopaka, nie będą mieli za co kupić sobie kromki chleba, o wynajęciu pokoju w hotelu już nie wspominając. Jednak coś w mimice twarzy bruneta podpowiadało jej, że coś przed nią ukrywa.
Uniosła podejrzliwie brwi, czekając na jakiekolwiek wyjaśnienie z jego strony.
Chłopak jednak, ewidentnie napawając się jej zdezorientowaniem i paniką w oczach, milczał.
- Coś przede mną ukrywasz... - mruknęła, przeszywając go pytającym spojrzeniem.
- Przejrzałaś mnie. Tak naprawdę mam na imię Ahmed, pochodzę z Tajlandii i mam 44 lata. - rzucił ironicznie.
Wywróciła oczami, podnosząc się z ławki z zamiarem odejścia.
- Żartowałem. Powinno nam wystarczyć do końca wyjazdu, a nawet zostać- mruknął, wyciągając z kieszeni spodni plik banknotów.
Wydawszy z siebie pisk radości rzuciła się w jego ramiona, przyciągając go w ciasnym uścisku.
Dopiero po chwili dotarło do niej, co tak właściwie zrobiła i lekko zawstydzona odsunęła się od niego, zamykając z zażenowaniem powieki. On natomiast stał cały czas w tym samym miejscu. Ręce zwisały wzdłuż jego ciała, zupełnie jakby stracił w nich władzę a oczy przepełniał czysty szok.
Odwracając się na pięcie, uciekła wgłąb ogrodu pod pretekstem 'konieczności przewietrzenia się'. Idiotko, przez cały czas byłaś na świeżym powietrzu - zakpiła z własnego roztargnienia.
Nadal nie rozumiejąc swojego  zachowania, przysiadła na wilgotnej trawie, odtwarzając w myślach ten moment jeszcze raz.
Po chwili przyłapała się na tym, że zadręcza się pytaniem, dlaczego tak właściwie jej nie odtrącił? Przecież mógł ją odepchnąć, cokolwiek. Jednak też jej nie objął. Zupełnie, jakby trzymała się ściany.
Pokręciła głową z dezaprobatą i już miała podnieść się z trawy, kiedy odezwał się jej telefon.
Łukasz.
- Halo?
- Część Bi. Dzwonię do Ciebie, bo właśnie była u nas policja.
Nie wiedziała co ma powiedzieć. Słowa utknęły w jej gardle i za nic nie chciały opuścić jej ust.
- Mają coś. - dodał, kiedy nie doczekał się żadnej odpowiedzi z jej strony.

____________________________________

Hej Kochani.
Na samym początku chciałam Was przeprosić za całe to opóźnienie.
Jednak wraz z opalenizną, przywiozłam z wakacji niesamowitego lenia i cóż... za nic nie mogę się go pozbyć.
Przepraszam Was, ze musieliście tyle czekać. Starałam sie wyrobić jak najszybciej.
Kolejną sprawą którą chcę tu poruszyć jest to, że niestety nie jestem w stanie dodawać dwóch rozdziałów tygodniowo. Nie zrozumcie mnie źle, ale presja pod którą jestem, kiedy nie wyrabiam się z pisaniem psuje mi jakąkolwiek radość z tego. Oczywiście to nie znaczy że rozdziały będą raz na dwa miesiące czy jeszcze gorzej. Po prostu będę je wrzucać bardziej nieregularnie. W zależności od tego, jak pozwoli mi na to czas i oczywiście wena.

Do następnego <3

Ps: Czy tylko ja jestem już w początkowym stadium załamania nerwowego z powodu upływu już prawie połowy wakacji ? o.O