Udało jej się. Pokonała swój strach i dokuczliwą niepewność. Zrobiła to, udowadniając przede wszystkim sobie, że jest w stanie temu podołać. Wytrzymała całą noc, sam na sam w jednym pokoju z największym dupkiem, jakiego miała okazję poznać w przeciągu swojego dość krótkiego życia.
Od tej, pamiętnej - bynajmniej dla Bianki - 'rozmowy', nie zamienili ze sobą nawet jednego słowa. Dziewczyna przez resztę dnia unikała towarzystwa Mikołaja jak ognia, modląc się by noc nie nadchodziła zbyt szybko. Niestety, jak powszechnie wiadomo - kiedy czegoś na prawdę nie możemy się doczekać, czas ciągnie się w nieskończoność. Sekundy zamieniają się w długie godziny a pojedyncze dni w lata.
Natomiast kiedy wielkimi krokami nadciąga chwila, przed którą uciekalibyśmy tak długo jak tylko byśmy mogli, dopada nas ona w mgnieniu oka.
Cholerna niesprawiedliwość- warknęła pod nosem Bianka, stojąc przed drzwiami ich wspólnego pokoju. Przez całe popołudnie plątała się po ulicach miasteczka. I mimo jej szczerej nienawiści do zakupów, odwiedziła chyba każdy sklepik w pobliżu. A i tak jedynym na co się skusiła, był niewielka zawieszka do bransoletki, w kształcie czterolistnej koniczyny, bardzo przypominającą miedzianą plakietkę, którą przykleił na jej motorze tata dziewczyny. Tuż przed samym wyjazdem w tak długą podróż. Na szczęście ! - zapewniał, posyłając córce troskliwy uśmiech.
Tak więc stojąc teraz pod drzwiami pokoju hotelowego, coraz poważniej rozważała nocną przechadzkę po sklepach. Tak naprawdę, nawet ławka w zimnym i ciemnym parku brzmiała o wiele bardziej zachęcająco niż pokój nr 33, który im przydzielono.
Jeszcze przez chwilę analizowała opcję ucieczki do pokoju bliźniaków. Później jednak skarciła się w myślach i nabrawszy powietrza, pewnym siebie krokiem weszła do pomieszczenia.
Pierwsze co rzuciło jej się w oczy, to siedzący na parapecie otwartego na oścież okna, brunet z papierosem w ustach i niewielką maskotką w dłoniach. Wydawał się być tak zafascynowany widokiem pluszaka, że nawet nie zauważył, kiedy Bianka zamknęła się w łazience. Dopiero cichy trzask drzwi wyrwał go z zamyśleń. Przerzucił nogi z powrotem do wnętrza pomieszczenia, wrzucając pluszowego jednorożca do swojego plecaka.
Nie potrafiła w żadne sposób skomentować tego, czego świadkiem była jeszcze przed chwilą. Na usta cisnęło jej się wiele zgryźliwych uwag, jednak coś podpowiadało jej, że powinna przemilczeć sprawę. Z takim też postanowieniem wróciła do części sypialnianej. Nie zwracając najmniejszej uwagi na i tak lekceważącego ją bruneta, rzuciła się na łóżko. Być może ta noc nie będzie taka zła, jak się obawiała ?
~*~
Następnego dnia, obudziła się w świetnym humorze. Po raz pierwszy od tych kilku dni, śmiało mogła powiedzieć, że była absolutnie wyspana i wystarczająco wypoczęta przed dalszą podróżą.
Kiedy otworzyła oczy, leniwy uśmiech wpełzł na jej usta. Dziewczyna zdała sobie bowiem sprawę z tego, że jest w pokoju sama. Ten poranek chyba nie mógł być lepszy.
Bez najmniejszego ociągania, zrzuciła z siebie kołdrę i zamknęła się w łazience.
Zażywając zimnego prysznica, starała się odtworzyć w głowie kalendarz. Jeśli nie pomyliła się w obliczeniach, dzisiaj wypadał szósty dzień ich podróży. Tak właściwie, nie byli w tak złym położeniu czasowym jak początkowo jej się wydawało. Mieli za sobą już przeszło półtora tysiąca kilometrów. Jeśli tak dalej pójdzie... Zaczynała coraz bardziej wierzyć w to, że ta misja może jednak zakończyć sie sukcesem.
Pełna optymistycznego nastawienia wyszła z łazienki.
Oczywiście to było zbyt piękne by mogło być prawdziwe. Wchodząc do części sypialnej, napotkała na swojej drodze wymowne spojrzenie Mikołaja, który kasował jej odziane jedynie w puszysty, biały ręcznik ciało.
- Auć - jęknął, marszcząc brwi.
Spojrzała na niego pytająco.
- Zaczynam coraz bardziej zazdrościć niewidomym - mruknął, spoglądając na nią kpiąco.
Zacisnęła dłoń w pięść, starając się opanować jej nerwowe drżenie. Dwa zdania. Tyle wystarczyło, by mógł ją wyprowadzić z równowagi.
- A ja głuchym - rzuciła, sięgając po leżące na jej łóżku ubrania. Nie czekając na żadną odpowiedź ze strony chłopaka skierowała się z powrotem w stronę łazienki. Kiedy już się ubrała, a przede wszystkim uspokoiła swoje skołatane nerwy, zmobilizowała się do powrotu do pokoju, gdzie jak się okazało, czekała już na nią cała trójka chłopaków. Każdy z widelcem w ręce i plastikowym opakowaniem z jedzeniem na wynos w drugiej. Przysiadła na skraju łóżka, tuż obok Łukasza.
Uchyliwszy wieko pudełka, mimowolnie przymknęła oczy by nie wybuchnąć.
- Nie mieli żadnych sałatek - odezwał się Mikołaj, ze złośliwym uśmiechem przyklejonym do twarzy. - Nie wiedziałem co powinienem Ci wziąć.
Zacisnęła zęby i nie uraczywszy żadnego z chłopaków nawet krótkim spojrzeniem, ruszyła w kierunku wyjścia.
- I tak nie byłam głodna - warknęła na odchodne, trzaskając drzwiami.
Nie mogła uwierzyć, że Mikołaj po raz kolejny postanowił udowodnić jej, jak zepsutym palantem jest tak naprawdę. Jeszcze nigdy nienawidziła nikogo tak bardzo, jak właśnie właściciela karmelowych oczu. Nie potrafiła zrozumieć, co takiego chłopak chce osiągnąć takim zachowaniem. Zachowaniem, którego powstydziłoby się nawet pięcioletnie dziecko. Ale nie Mikołaj. Mimo że miał już prawie dwadzieścia cztery lata - a przynajmniej takie informacje obiły jej się o uszy - swoim zachowaniem w stosunku do blondynki utwierdzał ją tylko w przekonaniu, że intelektualnie nadal jest te dwadzieścia lat do tyłu.
Głośny trzask drzwi rozległ się po pokoju, kiedy Bianka wyszła z pomieszczenia. Cóż... Udało mu się. Po raz kolejny doprowadził ją na skraj wytrzymałości. Szczerze mówiąc, nawet nie marzył o takiej reakcji. Podając jej do rąk to pudełko, do którego kilka minut wcześniej napchał przeróżnych rodzai trawy i chwastów, zerwanych tuż przy hotelowym parkingu, myślał tylko o tym, by ją poddenerwować. Nawet przez myśl mu nie przeszło, że blondynka po prostu się ewakuuje. To zdecydowanie nie było w jej stylu. Zdążył poznać ją już na tyle dobrze, by zorientować się, że Bianka się nie poddaje. Walczy do końca. A teraz po prostu wyszła.
Nie mógł powstrzymać lekkiego uśmiechu, kiedy jego wzrok ponownie spoczął na zielonych źdźbłach trawy, wystających z otwartego pojemnika.
W tamtej chwili nie zdawał sobie jednak sprawy, że dał początek czemuś, co w każdej chwili może obrócić się przeciwko niemu samemu. Zapewne nieświadomie, wypowiedział blondynce wojnę. A Bianka nie zamierzała odrzucić wyzwania.
______________________________
I mamy 11 rozdział :D Kochani, chciałam Wam wszystkim podziękować za tyle wyświetleń. Cieszę się, że 44 dni poniekąd przypadło Wam do gustu. To niesamowite pisać dla Was <3
Kocham Was bardzo / Mikka <3
Super
OdpowiedzUsuńte opowiadanie jest naprawdę super *,* ale w jakich dniach dodajesz opowiadania? tak jak kiedyś Mam Cię (środy i niedziele) czy jakoś inaczej?
OdpowiedzUsuńDokładnie tak ! ^^ A bynajmniej do czasu, kiedy ustatkuję się już na dobre w szkole. Rozumiesz, koniec roku, wystawianie ocen...
Usuńtaak rozumiem, sama przez to przechodzę ;D
Usuń